wtorek, 4 lutego 2014

Indeks Brzezińskiego (12)

Halina BAKUS - kierowniczka cmentarza komunalnego. Kobieta ogromnie energiczna, powiedziałbym nawet że bardzo męska w swoich relacjach z otoczeniem, a więc konkretna, nie wahająca się, gdy trzeba podjąć decyzję. Zna problematykę miejską od podszewki, bo pracowała czas jakiś w RPGKiM, a potem szefowała Wydziałowi Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska w Urzędzie Miasta. Dziś tę wiedzę z powodzeniem wykorzystuje przy planowaniu pochówków i przydzielaniu kwater na rodzinne groby. Też dobrze!
Jest - gdy ją coś poruszy - bardzo pyskata i właśnie ta jej cecha sprawiła, że bliżej się poznaliśmy (wcześniej spotykaliśmy się raczej przelotnie w różnych tzw. strukturach organizacyjnych miasta). Pracowałem świeżo w "Życiu Pabianic", a gazeta ta często zamieszczała różne "kawałki" zahaczające o pracę  miejskich agend i służb komunalnych. Po jednej z takich publikacji odezwał się redakcyjny telefon i pyskata Bakusowa wygarnęła mi do słuchawki co myśli na temat "takiego pisania o sprawie". Wysłuchałem cierpliwie, a potem - jak zwykle w takich sytuacjach - jąłem ją przekonywać, że przecież może, a nawet powinna napisać do gazety wyjaśnienie swojego stanowiska w poruszonej sprawie. Nie bardzo ją to przekonało, coś tam jeszcze napomstowała i na tym się skończyła ta nasza, w pełni służbowa, rozmowa. Na drugi dzień znów telefon od Bakusowej. Halina, całkiem już innym tonem, mówi: Kaziu, przepraszam cię, ale nie wiedziałam, że ty teraz pracujesz w "Życiu". Wpadłbyś na kawę, pogadalibyśmy o tym co napisaliście, pokazałabym ci wszystkie dokumenty.
Poczułem się zażenowany, że przeprasza mnie kobieta, a do tego jeszcze zaprasza na kawę. Ale za parę dni się wybrałem. Pogadaliśmy serdecznie, Halina poużalała się na ogrom pracy i niewdzięczność niektórych petentów, którzy wobec obiektywnej niemożliwości załatwienia sprawy po ich myśli, piszą paszkwile do gazety.
Potem wiele jeszcze razy wpadałem do Bakusowej na kawę i zawsze coś ciekawego się dowiadywałem na temat gospodarki komunalnej, a przy tym - tak mi się przynajmniej zdawało - pozwalałem się nieco zrelaksować spiętej od mnogości problemów kierowniczce.
Na razie u Haliny, jako kierowniczki zakładu pogrzebowego, jeszcze nie byłem. Pewnie służbowo kiedyś tam wdepnę, oby mnie jednak ręka Boska broniła przed koniecznością zgłoszenia się do niej w roli petenta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz