Na to spotkanie zaprosił mnie Tadeusz Feliksiński - przewodniczący Rady Sportu w Pabianicach. Sam jestem trenerem szachowym, więc poszedłem z dużym zainteresowaniem. Tematem była opinia działaczy i trenerów na temat propozycji prezydenta Zbigniewa Dychty w sprawie wysokości finansowania przez miasto pabianickiego sportu w przyszłym roku. Zaproponowana kwota była powalająca - 100.000 złotych na ok. 20. klubów (dlatego około, bo niektóre kluby z braku pieniędzy zawieszają działalność). Pięć tysięcy rocznie na klub na utrzymanie obiektów sportowych, pensje dla trenerów i instruktorów, sprzęt sportowy i wyjazdy na zawody. W tym roku było przeszło pół miliona. Spadek o ok. 80%!!
Do spotkania z miejskimi decydentami Feliksiński przygotował się dobrze. Porównał budżety podobnych miast jak Pabianice i ich wydatki na kulturę fizyczną. Np. Piotrków - 1.753.000, Skierniewice - 1.200.000, Sieradz - 440.000, Zgierz 400.000. Dziś rozmawiałem z Henrykiem Gajdą wójtem gminy Pabianice. Powiedział, że przeznaczy na sport 100.000 zł.
Prezydent zarzekał się, że jak będą dodatkowe dochody, to jeszcze coś dorzuci. Takie traktowanie sportu kwalifikowanego jest na poziomie piłki podwórkowej. Jak nam się rozwali szmacianka, to przestajemy grać dopóty, dopóki nie uzbieramy na nową (za miesiąc, za pół roku, rok..). Jak to jednak wytłumaczyć dzieciom uprawiającym wyczynowo swoją dyscyplinę - tego już nie powiedział. Poza tym takie trenowanie nie ma jakiegokolwiek sensu. Konkurenci natychmiast uciekają do przodu i dogonienie ich jest niemożliwe.
Z sali padały słowa goryczy wypowiadane przez ludzi oddanych swojej pasji. Mariusz Popa stwierdził, że na uprawianie sportu mają tylko szansę dzieci z bogatych domów, których rodzice są w stanie je finansować. Gdy firma ma kłopoty finansowe, to ogranicza się twarde wydatki czyli przede wszystkim zatrudnienie. Urzędników jednak w mieście nie ubywa a to przeszło połowa kasy samorządowej. Włodzimierz Stawicki (kilkadziesiąt lat w sporcie) stwierdził, że po takim spotkaniu przestało mu się chcieć cokolwiek robić. Paweł Triemer (wieloletni trener zapasów) zauważył, że kluby w mieście już się powinny pakować, gdyż - czy jest 100.000 czy nic - to wszystko jedno.
Trenerzy zaproponowali, by sport wpisać do budżetu jako wydatek stały - teraz to jest zwykły ochłap (co zostanie - to damy). Na to Dychto powiedział, że jak znajdą w dochodach gminy pieniądze, to ON je da. Tadeusz Feliksiński zadał pytanie - dlaczego przy takim marazmie finansowym nie obcięto budżetów Miejskiemu Ośrodkowi Kultury, Bibliotece czy Muzeum. Nie doczekał się jakiejkolwiek odpowiedzi.
Jedynym światełkiem nadziei dla sportowców była wypowiedź Krzysztofa Rąkowskiego, szefa komisji budżetu i finansów Rady Miejskiej, który powiedział, że nie poprze takiego budżetu.
Spotkanie trwało zaledwie godzinę. Rada Sportu jednogłośnie zanegowała prezydenckie ochłapy. Wychodząc z sali nr 4 miałem nieodparte wrażenie, że wychodzę z pogrzebu pabianickiego sportu kwalifikowanego. Alternatywą dla pabianickich dzieci będzie otyłość, alkohol, narkotyki i codzienne wystawanie po bramach, by komuś dać w łeb i ukraść coś na piwo. Zdecydowanie szybciej będą "klientami" szpitala, którego długi obecnie pochłaniają gros miejskiej kasy.
Używając nomenklatury sportowej prezydent Zbigniew Dychto otrzymał już drugą żółtą kartkę. Tym razem od środowiska sportowego (pierwsza była na ostatniej sesji RM - żaden radny nie poparł jego propozycji zwiększenia lokalnych podatków). Czy na sesji budżetowej będzie czerwona?
Do spotkania z miejskimi decydentami Feliksiński przygotował się dobrze. Porównał budżety podobnych miast jak Pabianice i ich wydatki na kulturę fizyczną. Np. Piotrków - 1.753.000, Skierniewice - 1.200.000, Sieradz - 440.000, Zgierz 400.000. Dziś rozmawiałem z Henrykiem Gajdą wójtem gminy Pabianice. Powiedział, że przeznaczy na sport 100.000 zł.
Prezydent zarzekał się, że jak będą dodatkowe dochody, to jeszcze coś dorzuci. Takie traktowanie sportu kwalifikowanego jest na poziomie piłki podwórkowej. Jak nam się rozwali szmacianka, to przestajemy grać dopóty, dopóki nie uzbieramy na nową (za miesiąc, za pół roku, rok..). Jak to jednak wytłumaczyć dzieciom uprawiającym wyczynowo swoją dyscyplinę - tego już nie powiedział. Poza tym takie trenowanie nie ma jakiegokolwiek sensu. Konkurenci natychmiast uciekają do przodu i dogonienie ich jest niemożliwe.
Z sali padały słowa goryczy wypowiadane przez ludzi oddanych swojej pasji. Mariusz Popa stwierdził, że na uprawianie sportu mają tylko szansę dzieci z bogatych domów, których rodzice są w stanie je finansować. Gdy firma ma kłopoty finansowe, to ogranicza się twarde wydatki czyli przede wszystkim zatrudnienie. Urzędników jednak w mieście nie ubywa a to przeszło połowa kasy samorządowej. Włodzimierz Stawicki (kilkadziesiąt lat w sporcie) stwierdził, że po takim spotkaniu przestało mu się chcieć cokolwiek robić. Paweł Triemer (wieloletni trener zapasów) zauważył, że kluby w mieście już się powinny pakować, gdyż - czy jest 100.000 czy nic - to wszystko jedno.
Trenerzy zaproponowali, by sport wpisać do budżetu jako wydatek stały - teraz to jest zwykły ochłap (co zostanie - to damy). Na to Dychto powiedział, że jak znajdą w dochodach gminy pieniądze, to ON je da. Tadeusz Feliksiński zadał pytanie - dlaczego przy takim marazmie finansowym nie obcięto budżetów Miejskiemu Ośrodkowi Kultury, Bibliotece czy Muzeum. Nie doczekał się jakiejkolwiek odpowiedzi.
Jedynym światełkiem nadziei dla sportowców była wypowiedź Krzysztofa Rąkowskiego, szefa komisji budżetu i finansów Rady Miejskiej, który powiedział, że nie poprze takiego budżetu.
Spotkanie trwało zaledwie godzinę. Rada Sportu jednogłośnie zanegowała prezydenckie ochłapy. Wychodząc z sali nr 4 miałem nieodparte wrażenie, że wychodzę z pogrzebu pabianickiego sportu kwalifikowanego. Alternatywą dla pabianickich dzieci będzie otyłość, alkohol, narkotyki i codzienne wystawanie po bramach, by komuś dać w łeb i ukraść coś na piwo. Zdecydowanie szybciej będą "klientami" szpitala, którego długi obecnie pochłaniają gros miejskiej kasy.
Używając nomenklatury sportowej prezydent Zbigniew Dychto otrzymał już drugą żółtą kartkę. Tym razem od środowiska sportowego (pierwsza była na ostatniej sesji RM - żaden radny nie poparł jego propozycji zwiększenia lokalnych podatków). Czy na sesji budżetowej będzie czerwona?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz