Adamek
Robert
– historyk, kustosz w Muzeum Miasta Pabianic. Wrósł w tę
placówkę, bo pracuje już tam ładnych parę lat, nawet nie wiem,
czy bodaj nie zaczynał tam swojej kariery zawodowej od chwili swego
świeżo upieczonego statusu absolwenta wyższej uczelni. Jest
człowiekiem bardzo statecznym, poważnym, czyni nawet wrażenie
surowego w kontaktach. Swego czasu podejrzewałem, że wręcz
narzucił sobie taką pozę, by „pasować” do szacownego miejsca
pracy, ale chyba się myliłem Adamek zdaje się być z natury rzeczy
człowiekiem statecznym – świadczą o tym ściągnięte rysy
szczupłej (powiedziałbym – odrobinę kostycznej) twarzy.
Trudno
mi wypowiadać się na temat jego podstawowej pracy jako muzealnika,
ale jak chodzi o działalność na zewnątrz, to czyni bardzo dużo
dobrego. Często pisze (ostatnio jakby rzadziej) do lokalnej prasy
teksty popularyzujące rozmaite fragmenty z dziejów miasta,
zamieszczał też swoje artykuły w paranaukowym periodyku pt.
„Pabianiciana” – szkoda swoją drogą, że wyszło drukiem
raptem kilka numerów i koniec.
Adamek
ma też w swoim dorobku wydawnictwa książkowe. Niech mi wybaczy,
jeśli o wszystkich nie wiem, ale tu wymienię dwie pozycje, z
którymi swego czasu dokładnie się zapoznałem – obie to
współautorstwa z Tadeuszem Nowakiem: „Zarys dziejów Dobronia i
okolicznych miejscowości do 1939 roku” i „650 lat Pabianic”.
Jeśli
chodzi o tę drugą pozycję, to wydaje mi się (ale tylko się
wydaje, więc jeśli to nieprawda, to gotów jestem sam rzucić w
siebie pierwszy kamień), że znam troszkę zakulisowego tła, na
jakim doszło do jej wydania. Z tego, co wiem (albo się domyślam)
inicjatorem edycji był prezydent Jan Berner. Wszyscy w mieście
wiedzą, że jest to człowiek zakochany w Pabianicach, całe życie
tu mieszka i bardzo wiele jego chwil poświęcił na służbę swemu
miastu w najrozmaitszych przejawach. Kiedy za jego prezydentury
przymierzaliśmy się z Andrzejem Gramszem do wydania dzieła naszego
życia, książki o ulicy Zamkowej, liczyliśmy (zwłaszcza Gramsz,
bo do niego należała sfera wydawnicza; ja zajmowałem się tylko
pisaniem) na jakąś dotację z miasta. Nie wiem już, gdzie w tym
wszystkim tkwił diabeł, ale dotacji odmówiono.
Gramsz
chodził niezadowolony, ale gdy w końcu wydał książkę (nie bez
trudności, bo pół roku później niż planował), nie omieszkał z
miejsca i osobiście dostarczyć ją panu Bernerowi trochę na
zasadzie swoistego triumfalizmu: „Proszę, oto jest książka bez
Pańskiego wsparcia”. Pewnie i prezydentowi zrobiło się przykro,
że nie przyczynił się do edycji pozycji, która wnet okazała się
absolutnym hitem, przynajmniej w skali miasta. W każdym razie
niebawem usłyszałem, że prezydent Berner w swoim zakresie podjął
decyzję o wydaniu innej, równie cennej, a może nawet cenniejszej
książki o dziejach Pabianic.
Ukazała
się w 2005 roku – w równie starannej szacie edytorskiej jak rzecz
o Zamkowej, równie gruba, a nawet grubsza o całe 36 stron, równie
bogato ilustrowana, a nawet bogaciej, bo z 25 kolorowymi zdjęciami,
czego w naszej z Gramszem „Zamkowej” nie było.
„650
lat Pabianic” autorstwa Roberta Adamka i Tadeusza Nowaka ma w
porównaniu do „Ulicy Zamkowej 1824-2004” Brzezińskiego i
Gramsza jeden niezaprzeczalny walor – pisali ją historycy
dysponujący profesjonalnym warsztatem. Zawsze ceniłem i po prostu
lubiłem tego typu pozycje. W mojej niegdysiejszej działalności
publicystycznej często do tego typu książek sięgałem, by czerpać
z nich jak ze źródeł wiadomości złego i dobrego, ale pisałem po
swojemu, czyli tyłem do warsztatu historyka.
Ale….
Wracając do Adamka. Sądzę, że zostanie on dyrektorem
pabianickiego muzeum. Szczerze i serdecznie mu tego życzę, no bo
kto jak nie on. Ogromnym szacunkiem, a powiedziałbym, że wręcz
uwielbieniem darzę obecną szefową tej placówki, aleć została
nią jak gdyby z przypadku, potrafiąc z wrodzoną inteligencją
administrować. Muzealnictwo to wszak bardzo ściśle zdefiniowana
dziedzina działalności kulturalnej, a prześliczna i
przesympatyczna pani Mireczka jest mimo wszystko Królewną z innej
bajki.
Przyszłemu
dyrektorowi Robertowi Adamkowi życzę w szczególności, aby nie
zabrakło mu wyobraźni i samozaparcia (wiem, że łatwo nie będzie)
w uczynieniu z pabianickiego muzeum ośrodka, w którym bez problemów
zarówno pabianiczanie, jak i przybysze będą mogli zobaczyć to
wszystko, co stanowi o historycznej tożsamości Pabianic.
I
już na sam koniec jedno wspomnienie. Zwierzył był mi się swego
czasu pan Robert (choć dość zdawkowo, bo w okolicznościach
najzupełniej przypadkowych), że więzy rodzinne, czy też
powinowactwa, łączą go z niejakim Debczykiem (Depcikiem),
niegdysiejszym posiadaczem ziemskim rozległych obszarów sięgających
wschodnich rubieźy Pabianic. To świetny atut, by być historykiem,
pełnić funkcję dyrektora Muzeum Miasta Pabianic i gmerać w
przeszłości, by prezentować ją współczesnym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz