czwartek, 26 grudnia 2013

Indeks Brzezińskiego (11)

Adamek Robert – historyk, kustosz w Muzeum Miasta Pabianic. Wrósł w tę placówkę, bo pracuje już tam ładnych parę lat, nawet nie wiem, czy bodaj nie zaczynał tam swojej kariery zawodowej od chwili swego świeżo upieczonego statusu absolwenta wyższej uczelni. Jest człowiekiem bardzo statecznym, poważnym, czyni nawet wrażenie surowego w kontaktach. Swego czasu podejrzewałem, że wręcz narzucił sobie taką pozę, by „pasować” do szacownego miejsca pracy, ale chyba się myliłem Adamek zdaje się być z natury rzeczy człowiekiem statecznym – świadczą o tym ściągnięte rysy szczupłej (powiedziałbym – odrobinę kostycznej) twarzy.
Trudno mi wypowiadać się na temat jego podstawowej pracy jako muzealnika, ale jak chodzi o działalność na zewnątrz, to czyni bardzo dużo dobrego. Często pisze (ostatnio jakby rzadziej) do lokalnej prasy teksty popularyzujące rozmaite fragmenty z dziejów miasta, zamieszczał też swoje artykuły w paranaukowym periodyku pt. „Pabianiciana” – szkoda swoją drogą, że wyszło drukiem raptem kilka numerów i koniec.
Adamek ma też w swoim dorobku wydawnictwa książkowe. Niech mi wybaczy, jeśli o wszystkich nie wiem, ale tu wymienię dwie pozycje, z którymi swego czasu dokładnie się zapoznałem – obie to współautorstwa z Tadeuszem Nowakiem: „Zarys dziejów Dobronia i okolicznych miejscowości do 1939 roku” i „650 lat Pabianic”.
Jeśli chodzi o tę drugą pozycję, to wydaje mi się (ale tylko się wydaje, więc jeśli to nieprawda, to gotów jestem sam rzucić w siebie pierwszy kamień), że znam troszkę zakulisowego tła, na jakim doszło do jej wydania. Z tego, co wiem (albo się domyślam) inicjatorem edycji był prezydent Jan Berner. Wszyscy w mieście wiedzą, że jest to człowiek zakochany w Pabianicach, całe życie tu mieszka i bardzo wiele jego chwil poświęcił na służbę swemu miastu w najrozmaitszych przejawach. Kiedy za jego prezydentury przymierzaliśmy się z Andrzejem Gramszem do wydania dzieła naszego życia, książki o ulicy Zamkowej, liczyliśmy (zwłaszcza Gramsz, bo do niego należała sfera wydawnicza; ja zajmowałem się tylko pisaniem) na jakąś dotację z miasta. Nie wiem już, gdzie w tym wszystkim tkwił diabeł, ale dotacji odmówiono.
Gramsz chodził niezadowolony, ale gdy w końcu wydał książkę (nie bez trudności, bo pół roku później niż planował), nie omieszkał z miejsca i osobiście dostarczyć ją panu Bernerowi trochę na zasadzie swoistego triumfalizmu: „Proszę, oto jest książka bez Pańskiego wsparcia”. Pewnie i prezydentowi zrobiło się przykro, że nie przyczynił się do edycji pozycji, która wnet okazała się absolutnym hitem, przynajmniej w skali miasta. W każdym razie niebawem usłyszałem, że prezydent Berner w swoim zakresie podjął decyzję o wydaniu innej, równie cennej, a może nawet cenniejszej książki o dziejach Pabianic.
Ukazała się w 2005 roku – w równie starannej szacie edytorskiej jak rzecz o Zamkowej, równie gruba, a nawet grubsza o całe 36 stron, równie bogato ilustrowana, a nawet bogaciej, bo z 25 kolorowymi zdjęciami, czego w naszej z Gramszem „Zamkowej” nie było.
650 lat Pabianic” autorstwa Roberta Adamka i Tadeusza Nowaka ma w porównaniu do „Ulicy Zamkowej 1824-2004” Brzezińskiego i Gramsza jeden niezaprzeczalny walor – pisali ją historycy dysponujący profesjonalnym warsztatem. Zawsze ceniłem i po prostu lubiłem tego typu pozycje. W mojej niegdysiejszej działalności publicystycznej często do tego typu książek sięgałem, by czerpać z nich jak ze źródeł wiadomości złego i dobrego, ale pisałem po swojemu, czyli tyłem do warsztatu historyka.
Ale…. Wracając do Adamka. Sądzę, że zostanie on dyrektorem pabianickiego muzeum. Szczerze i serdecznie mu tego życzę, no bo kto jak nie on. Ogromnym szacunkiem, a powiedziałbym, że wręcz uwielbieniem darzę obecną szefową tej placówki, aleć została nią jak gdyby z przypadku, potrafiąc z wrodzoną inteligencją administrować. Muzealnictwo to wszak bardzo ściśle zdefiniowana dziedzina działalności kulturalnej, a prześliczna i przesympatyczna pani Mireczka jest mimo wszystko Królewną z innej bajki.
Przyszłemu dyrektorowi Robertowi Adamkowi życzę w szczególności, aby nie zabrakło mu wyobraźni i samozaparcia (wiem, że łatwo nie będzie) w uczynieniu z pabianickiego muzeum ośrodka, w którym bez problemów zarówno pabianiczanie, jak i przybysze będą mogli zobaczyć to wszystko, co stanowi o historycznej tożsamości Pabianic.

I już na sam koniec jedno wspomnienie. Zwierzył był mi się swego czasu pan Robert (choć dość zdawkowo, bo w okolicznościach najzupełniej przypadkowych), że więzy rodzinne, czy też powinowactwa, łączą go z niejakim Debczykiem (Depcikiem), niegdysiejszym posiadaczem ziemskim rozległych obszarów sięgających wschodnich rubieźy Pabianic. To świetny atut, by być historykiem, pełnić funkcję dyrektora Muzeum Miasta Pabianic i gmerać w przeszłości, by prezentować ją współczesnym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz